Forum DDN - Drogowskazy do Nieba.

  



Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1 ] 
Przeszukiwarka poniższego WĄTKU:
Autor Wiadomość
Post: 10 mar 2015, o 18:37 
Offline
1000p
1000p

Rejestracja: 28 gru 2006, o 10:35
Posty: 6445
KAPŁAŃSTWO - PRECZ Z PARAFII

Stary człowiek rozsiadł się na ławie, opierając mocno swój wygięty grzbiet o przęsło brzozowego płota, aby cokolwiek go wyprostować po dniu ciężkiej pracy przy żniwach.
Ręce, dygotały mu od mozolnego szarpania kosą tam i z powrotem, głowa opadała coraz to niżej i niżej; a zamykające się powieki, ledwo tonowały ostatnie czerwonozłote promyki zachodzącego słońca.
Mężczyzna wsparł nogi o pień po starej czereśni szykując się do chwilowego odpoczynku.
To był jego stały rytuał.
Po skończonej robocie wyciągał się na ławie przed domem, nogi opierał o czereśnię, i zamykając zmęczone oczy odmawiał wieczorne pacierze.
Wyglądało jakby spał, lecz poruszające się lekko usta zdradzały że się modli, dziękując Bogu za dobrze przeżyty dzień i za skoszone zboże, z którego będzie chleb i pieniądze na zapłacenie zaległych podatków.
Tato nie śpijcie tylko jedzcie, bo kot wam mleko wypije - przed Marcem stanęła smukła jak topola dziewczyna, w lekkiej batystowej sukience.
Ręka przysłaniała czoło i patrzyła na gładka powierzchnie pola, która zdawała się falować i migotać w promieniach zachodzącego słońca.
Wszystko żeście skosili? - zapytała niedowierzając widokowi, jaki rozpościerał się tuż za rowem i ciągnął, aż po zielona ścianę lasu.
Całe pole wyglądało jak żółtozłoty gobelin z mnóstwem powiązanych symetrycznie supełków, pośród których górowała dostojna jarzębina ozdobiona tradycyjnym powrósłem.
Stary człowiek pokiwał głowa i sięgnął po kubek z ciepłym mlekiem.
Z wielkim trudem unosił go do ust. na przemian z pajdą razowego chleba.
Zmęczenie dawało znać o sobie, powieki otwierały się i zamykały, domagając się należnego im snu.
Co to Marzec, śpicie podczas jedzenia, czy jecie podczas spania? - zaśmiał się sąsiad stojący przy płocie.
Ano tak jestem narobiony, że i powieki mi nawet ciążą.
Ale Bogu dzięki, skosiłem najgorszy kawał pszenicy, na pół złożony przez deszcze i poprzerastany powojem.
Tak żem się uszarpał tą kosą, że rąk nie czuję.
No ale przechodźcie sąsiad, przechodźcie!
Nie będziem przecie gaworzyć przez płot, jak dwie kumoszki, co wyszły z więzienia i jeszcze się nagadać nie mogły.
Jasia!
Przynieś no radio na dwór-, to z sąsiadem pogody na jutro posłuchamy.
Dziewczyna zostawiła wyjmowanie chleba z rozpalonego pieca i zniknęła za ciężką kotarą wiszącą we drzwiach.
Siadajcie, zakurzymy i popolitykujemy.
W domu same baby, a z nimi o polityce nie idzie gadać.
Weronka tak zmitrężona, że zaraz po robocie położyła się i pewno już nieboga śpi.
Tylko Jasia koło obrządku chodzi i chleb z pieca wyjmuje.
Nawet dobrzeście trafili, swojskiego chleba pojecie, a może przez to i synową zyskacie.
Jak to mówią przez żołądek do serca.
A czemuż by nie, Jasia zdatna dziewczyna, do tańca i do różańca.
A mój Heniek też niczego sobie.
Miedzę by się zaorało i niech robią oboje na całym.
Po cóż nam starym tak się męczyć.
Nam teraz tylko różaniec i pod kościół.
Ano, jak tak dalej będą rządzić, to nic innego nam nie pozostanie.
Jasia!
Przynieś krzesło i daj tego chleba coś upiekła - zawołał, przerywając na chwilę rozmowę.
Nie trzeba, ja nie głodny, ja tylko na chwilę, obrządek czeka.
Ja tu do was Marzec z ważną sprawa przyszedłem, jako do przewodniczącego rady parafialnej
Mężczyzna podniósł powieki na znak, że jest gotów wszystkiego z uwagą wysłuchać.
Sąsiad milczał, dobierając słów.
Po chwili, prawie szeptem, jakby to miało być wielka tajemnicą, powiedział:
Psia krew - jakby to powiedzieć.
Trzeba by księdza z gospodynią rozłączyć.
Jak to rozłączyć?
Są tu ponad dwadzieścia lat, toż to starzy ludzie!
Co wam chodzi po głowie Kurek!
Psia krew, cała wieś o tym mówi.
Nawet na zebraniu u sołtysa o tym rozprawiali.
A wy nic nie wiecie?
A no nie wiem - nawet nie wiem, że we wsi było jakieś zebranie.
Mówiłem dużo wcześniej, psia krew, że to trzeba rozgonić, ale nikt mnie wtedy nie słuchał.
Chłopaki moje jeszcze wtedy do szkoły chodzili, jak chichotali po katach, że ksiądz Martę całował.
E tam, głupie gadanie - powtarzacie babskie plotki, Kurek.
Szczepan Maciochów przysięgał w sklepie, że wszystko widział z gruszki, bo okna w kuchni nie były zasłonięte.
Mało tego, do mojej synowej przyjechała cioteczna siostra i na Boga przysięgała, ze ksiądz Marcie ogromną kamienicę buduje obok jej domu.
Za naszą krwawicę Marzec - mówię wam!
Na zebraniu chłopy ustalili, ze jak jej sam nie odprawi, to po siewnej siłą go sami z plebani wysiudamy.
Jak to siłą, przecież to ksiądz?
Ksiądz nie ksiądz, Maciocha podjedzie Starem, ludzie załadują manatki i precz z parafii!
Posłuchajcie Kurek - pamiętacie, że zaraz po wyzwoleniu była tu tylko mała, zniszczona kapliczka, a ksiądz przez te dwadzieścia parę lat wybudował kościół, i to jaki.
Przecież on tutaj nie tylko młodość i zdrowie stracił, ale i honor na szwank narażał.
Czyście zapomnieli ile to było szamotaniny z urzędami, materiałami, fachowcami, a na dodatek brak grosza na budowę.
O tak! - grosza to tu nigdy nie było za wiele, psia krew.
Chłopy nie dość, że biedne to i skąpe zarazem.
Ale Marcie kamienicę stawia, jak mówią.
Jedźcie zobaczyć, jak nie wierzycie!
Jedźcie do Wólki Tarnowskiej.
Mężczyzna wstał z ławy i ruszył w kierunku drzwi. Kurek wstawał powoli, jakby chciał po-wiedzieć, że jeszcze wszystkiego nie dopowiedział, ale Marzec zdecydowanie szarpnął za klamkę.
Idźcie z Bogiem - rzekł, dając do zrozumienia, że rozmowa na dzisiaj jest zakończona.
Zostańcie z Bogiem - odparł Kurek markotnie, niezadowolony takim potraktowaniem.
Marzec wszedł do domu i rozciągnął się jak długi, na sofie w kuchni.
Leżał tak wpatrzony w sufit i myślał.
Zmęczenie i raz po raz zamykające się powieki, nie przynosiły ani ulgi, ani snu.
Słowa Kurka krążyły mu po głowie, jak ptaki nad rżyskiem i nie dawały spokoju.
Najchętniej jeszcze dziś, zrzekłby się przewodnictwa w radzie parafialnej i miałby święty spokój.
A to się narobiło -westchnął sam do siebie.
Jak to powiedzieć księdzu?
Od czego zacząć?
A niech to wszyscy diabli!
Marzec był zły na samego siebie, na Kurka roznoszącego plotki, na wszystkich, którzy wsadza-ją nos w nie swoje sprawy.
Z samego rana założył konia i pojechał do mleczarni.
Zostawił tam bańki z mlekiem, a po drodze zajechał na plebanię.
Niech będzie pochwalony - przywitał gospodynię, przecedzającą poranny udój.
Na wieki wieków - odpowiedziała Marta, zdziwiona nieco poranną wizytą Marca.
Księdza nie ma, ale zaraz powinien wrócić.
Siadajcie Józefie, wystawię mleko i zrobię wam herbaty.
A może głodni jesteście?
Nie, nie - ja tylko na chwilkę.
Muszę jeszcze wstąpić do GS- u.
Dziękuje.
Czy Marta pochodzi z Wólki Tarnowskiej? - zapytał Marzec bez ogródek...
Tak - Marta była tak zaskoczona tym pytaniem, że na tym "tak", jej rozmowa jakby się na moment urwała.
Mam tam kuzynów ze strony matki - dodała patrząc mu prosto w oczy, nie wyczuwając w tym prostym pytaniu żadnego podstępu.
W tym czasie wszedł ksiądz proboszcz i rozmowa zakończyła się na tym jednym zdaniu.
Co tam słuchać panie Marzec?
Żniwa skończone?
A no Bogu dzięki.
Teraz tylko ze trzy dni ładnej pogody i do stodoły.
Dobrze żeście przyjechali Józefie, bo miałem po was posyłać.
Trza by parę kobiet zwerbować do sprzątania kościoła na odpust.
Przyjedzie sporo księży z dekanatu, a i ludzi jak co roku będzie nie mało.
Marta im pomoże, bo i kościół i plebania przez te żniwa się zapuściła.
Marzec patrzył na ubrudzone ręce księdza i teraz dopiero zrozumiał, dlaczego nie podszedł od razu się przywitać, jak zwykł to robić z każdym chłopem po gospodarsku.
Lipy przyszli ścinać, musiałem iść i pokazać które, żeby znowu nie narobili bałaganu, jak w zeszłym roku.
Pomagał ksiądz przy drzewie?
Ksiądz spojrzał wymownie na swoje ubrudzone ręce.
Nie, tylko wracałem przez cmentarz i natknąłem się na czyjś grób.
Zielsko po pas.
A więc powyrywałem trochę chwastów, aby krzyż chociaż było widać.
No to zrobić coś do jedzenia - jeszcze raz zagadnęła Marta.
Nie, dziękuję jadę do GS-u.
Zostańcie z Bogiem!
Idźcie z Bogiem - odpowiedzieli oboje nie zatrzymując śpieszącego się gospodarza.
Powrotną drogą Marzec wracał mniej pewny tego, co mu Kurek naopowiadał, a co równie dobrze mogło być wierutnym kłamstwem i pomówieniem.
Wymyślonym jak zwykle przez kobiety, a powielanym przez co niektórych chłopów, takich, co to lubią się zajmować babskimi sprawami.
W połowie września pod plebanię zajechała ciężarówka. Marta raz po raz ocierając łzy, pakowała manatki.
Ludzie wynosili toboły na dwór, psiocząc i urągając gospodyni ile wlazło.
Ksiądz wszedł do kabiny, daleko jeszcze przed załadowaniem ostatnich rzeczy.
Po ich odjeździe stary kościelny wziął się do zamykania domu i bramy.
Zaraz potem ogłosił w sklepie, że cały inwentarz jest do sprzedania, a kto chce niech bierze łąki i skosi za opłacenie podatków.
Wszyscy rzucili się do sołtysa, tylko Marzec nie brat w tym udziału.
Wsiadł na rower i wrócił do domu jak ogłupiały.
Do ostatniej chwili nie wierzył, że ta niewiarygodna historia tak się zakończy.
Po jakimś czasie kuria przysłała nowego księdza.
Po uroczystym wprowadzeniu, nowy proboszcz ogłosił, że przyjmuje interesantów we wtorki i czwartki, od dziesiątej do szesnastej.
Oraz, że zatrudni na osiem godzin dziennie, jakąś starszą panią do posługi.
W Niedzielę po nieszporach, jak to bywało w zwyczaju, chłopi ruszyli we czterech na plebanię.
Niestety drzwi zastali zamknięte.
Kościelny, który najlepiej znał nowe obejście, kilka razy zapukał od strony kuchni, ale nikt nie otwierał.
Chcąc nie chcąc, cała rada parafialna rozeszła się do domu.
W następną niedzielę tuz po pierwszej Mszy Świętej Marzec zagadnął nowego proboszcza:
Chcielibyśmy z księdzem porozmawiać.
Byliśmy w zeszłą niedzielę, ale nikogo nie było, może teraz by znalazł ksiądz chwilkę dla nas?
Ksiądz spojrzał na chłopa z lekceważeniem.
Pan nazywa się? - zapytał od niechcenia.
Marzec, Józef Marzec - jestem przewodniczącym rady parafialnej.
A więc panie Marzec, ja przyjmuję we wtorki i czwartki, bardzo proszę wtedy...
A pieniądze z tacy, trzeba przeliczać i tutaj w tę książkę w pisywać.
Będzie tu cały czas w szufladzie.
Niech będzie pochwalony... wybaczy pan, śpieszę się - wyrecytował jak na akademii pierwszomajowe i poszedł na plebanię.
Po nieszporach znów jeden z radnych próbował zagadnąć proboszcza, ale ten energicznie pokręcił głową i powiedział, że musi jechać do dziekana.
Marzec i cała reszta pozostała w zakrystii.
Kościelny gasił światła, a oni czekając na niego, ruszyli wolno w stronę cmentarza, aby za kościelnym murem usiąść i zapalić papierosa.
Siedzieli i patrzyli jeden na drugiego, czekając który zacznie tę rozmowę.
Bo niby wszystko jest jak trzeba.
Nowy ksiądz, solidny, punktualny, dba o kościół, gospodyni stara baba, pieniądze wpisuje do księgi - tylko jakoś żal starego proboszcza, u którego siadło się przy herbacie po nieszporach, zapaliło przyzwoitego papierosa, pogadało jak Pan Bóg przykazał....
Wtedy ta niedziela była niedzielą, a teraz...
Wszyscy myśleli o tym samym, tylko żaden z nich nie miał odwagi o tym wspomnieć.
Minęło parę lat, ale marcowi ta sprawa ciągle nie dawała spokoju.
Czuł się jak gdyby winny, że w porę nie ostrzegł księdza.
Może gdyby odprawił Martę, do dziś dnia byłby tutaj razem z nimi.
Któregoś dnia będąc w mleczarni sam na sam z Maciochą, zapytał go, dokąd wywiózł wtedy księdza z tymi tobołami?
Nadchodziło Boże Narodzenie, Wigilia...
Marzec czuł po starych kościach, że długo już nie pociągnie.
Nie mówiąc nic w domu wsiadł w pociąg i pojechał do Lublina.
Nie znając dobrze miasta, rozpytywał spieszących się przechodniów: jak trafić na ulicę Ogrodową?
Przy okazji przyglądał się świątecznym wystawom, urządzonym z takim przepychem, że aż oczy trudno było oderwać.
Choinki, lampionu, a przed kościołem Kapucynów szopka, z Maryją, Józefem i Dzieciątkiem; a dookoła nich stworzenia Boże, wół, osioł i owieczki - jak żywe, jakby przyszły tu z pobliskiego pastwiska.
Kiedy stanął na progu starego domu, otrzepał buty ze śniegu i pozdrowił furtiana.
Szczęść Boże!
Ja do księdza Gąski, jest w domu?
Jest, zaraz poproszę, proszę chwileczkę zaczekać.
Marzec przeszedł w stronę niszy i niecierpliwie czekał na spotkanie ze starym proboszczem.
Z góry, sunął krok po kroku szurając kapciami i trzymając się mocno poręczy, pochyłu staruszek w wypłowiałej sutannie i szarym swetrze.
Marzec chociaż sam już nie młody, podbiegł wyciągając ku niemu obie ręce.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - wypowiedział w radosnym uniesieniu.
Na wieki wieków Józefie - zabrzmiało równie radośnie.
Stali w milczeniu przez chwilę, każdy z nich starał się ukryć to wielkie wzruszenie jakie nagromadziło się w ich sercu.
Dla bezpieczeństwa patrzyli nieco poniżej oczu, aby nie dać się ponieść emocjom.
Ale oczy nie dawały się oszukać.
Jedna a potem druga łza, spływała po futrzanym kołnierzu a cichy szloch tamowany był ciepłym, serdecznym pocałunkiem.
Panie Marzec od pięciu lat jest pan tu pierwszym parafianinem - ale Bogu dzięki, że chociaż się jeden znalazł, dla którego warto było to wszystko znosić.
Czemu wtedy ksiądz nic nie mówił?
Czemu się jakoś nie bronił?
Trzeba było odprawić Martę, jak chciała wieś i byłby ksiądz z nami został.
Martę odprawić, a to dlaczego?
No bo tam krążyły takie pogłoski...
Ponoć Kurkowe chłopaki widzieli jak ksiądz Martę obejmował.
Szczepan Zychów nawet na Boga przysięgał, że z gruszki mało co nie spadł, jak to zobaczył przez okno.
Pewno nie było dobrze zasłonięte.
No i później ten dom, co to ksiądz Marcie pobudował w Wólce Tarnowskiej.
Wy, Józefie, wierzycie w te brednie? - zapytał poruszony do żywego ksiądz, z wielkim żalem w drżącym głosie.
Sam już nie wiem.
Przecież nie stanąłem zdecydowanie po księdza stronie.
Przecież nie ostrzegłem w porę, chociaż mogłem.
Sam nie wiem, naprawdę.
Ale cały czas czułem, że muszę to kiedyś wyjaśnić, bo nie zaznam spokoju do końca życia - dopóki tego wszystkiego nie rozplączę.
Siadajcie, Józefie, siadajcie - ksiądz wskazał stół i stojące obok krzesła.
Widzicie, Marta ponad dwadzieścia lat pracowała ciężko nie tylko na plebani, ale w polu i w gospodarstwie.
Trzymała krowy, świnie, kury, kaczki, indyki - a ja jej nigdy za to nie płaciłem.
Zresztą jak radny najlepiej wiecie, jak to było z tymi datkami na kościół.
Potrzeby wielkie, kościół w budowie a te skromne grosze za mleko i jajka, które Marta sprzedawała na targu, ja i tak zabierałem na kościół, chociaż ona o niczym nie wiedziała.
Jakże więc mogłem pobudować jej dom?
Za co?
Z tego co dostała po ciotce z Ameryki, bez słowa dała na blachę, bo kościół przeciekał, a nie było za co pokryć dachu.
Jak zapewne wiecie, kazałem kościelnemu cały inwentarz sprzedać i wysłać Marcie, żeby odzyskała swój grosz, włożony w dobrej wierze w budowę kościoła.
Panie Marzec, na całej plebani, we wszystkich oknach są kraty, zawsze tam były, choć ja ich nie zakładałem, ale nigdy nie uważałem, że trzeba zasłaniać okna przed ludźmi.
Martę pewnie i obejmowałem , dwa, może trzy razy do roku - w każdym bądź razie na pewno w Wigilie przy opłatku i w dniu jej imienin - uśmiechnął się dobrodusznie.
Myślicie Józefie, ze Bóg nie widzi przez zasłonięte okna?
Teraz dopiero marzec zrozumiał, ze cały czas patrzył na to wszystko od niewłaściwej strony.
Czemu ksiądz się nie bronił?
Czemu ksiądz tego wszystkiego wtedy nie powiedział?
Przecież nie o miejsce na ziemi zabiegać nam trzeba, Józefie!
A prawdę mówiąc, dla człowieka, który podąża za swoim sumieniem, każde miejsce na ziemi jest dobre.
Czas biegł nieubłaganie toteż trzeba się było zbierać do drogi.
Ksiądz jeszcze raz serdecznie ucałował Józefa, składając na jego ręce najserdeczniejsze życzenia świąteczne dla niego i dla całej wsi, która go wygnała.
Po czym objął go mocno po bratersku i pobłogosławił na drogę.
A kiedy każdy z nich ruszał w swoja stronę, wtedy dwa ciche pozdrowienia rozminęły się między sobą, pośrodku korytarza...
....idźcie z Bogiem.
Marzec otarł z ulgą zawilgocone oczy i ruszył w kierunku wyjścia.
Bóg jeden wie, jak te łzy były mu potrzebne.




Autor nieznany ? zebrał ks. Antoni Wac

_________________
+ Z Bogiem i Maryją.


Na górę
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1 ] 


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 57 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.
Czytając to Forum DDN, wyrażam swoją Miłość do Maryi i Jezusa Chrystusa, wierząc w Jego Wszechmoc i Miłosierdzie.

"Od Prawdy zależy przyszłość naszej Ojczyzny" - święty Jan Paweł II

Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej w Wąwolnicy Jezu Ufam Tobie!