Forum DDN - Drogowskazy do Nieba.

  



Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1 ] 
Przeszukiwarka poniższego WĄTKU:
Autor Wiadomość
Post: 9 lip 2012, o 17:31 
Offline
1000p
1000p

Rejestracja: 28 gru 2006, o 10:35
Posty: 6445
Cud nad Wisłą - Był czy go nie było ? Rozważ sam.


Był rok 1920. ?Cieszyliśmy się z odzyskanej przed kilkunastu zaledwie miesiącami niepodległości, ale radość ta nie była doskonała. Granice płonęły. Generał Dowbór-Muśnicki walczył z Niemcami o Poznańskie. Korfanty odbierał im Śląsk. ?Orlęta? broniły Lwowa przed Ukrańcami. Czesi awanturowali się o Cieszyn, a Litwini o Wilno. Plebiscyt na Mazurach i Warmii uniemożliwiały niemieckie bojówki i bolszewicka inwazja. Międzynarodowe mafie były nam wrogie. Trzeba było wszędzie walczyć, tymczasem skarb był pusty, a społeczeństwo ubogie. Nie było broni, tę zaś, którą sprowadziliśmy drogą morską z Francji, blokowali gdańscy dokerzy.
Traktat Wersalski z dnia 28 czerwca 1919 r. choć mówił o Polsce niepodległej z dostępem do morza, nie wytyczył jej granic. Trzeba było zdobywać je własnym wysiłkiem i krwią. Dmowski czynił wszystko, aby Polska była wielka, poczynając od prastarych ziem Chrobrego, a kończąc na spuściźnie Jagiellonów. Międzynarodowa mafia starała się paraliżować wszystkie wysiłki, zarówno Prezesa Dmowskiego, jak i jego Narodowego Komitetu. Kraj wyniszczony przez okupantów uwikłany był w wojnę z bolszewikami, którzy chcieli przerzucić swą rewolucję na Zachód. Niefortunny sojusz Piłsudskiego z ukraińskim atamanem Petlurą i zajęcie przez nasze oddziały Kijowa, zmobilizowały bolszewików. Zadali nam dotkliwą porażkę. Wojna przybrała nowy obrót... Bolszewicy byli tak pewni zwycięstwa, że wieźli ze sobą przygotowany dla Polski rząd w składzie Juliana Marchlewskiego, Feliksa Dzierżyńskiego i Feliksa Kohna...
Armia w ciężkich walkach cofała się na całym froncie. Nieprzyjaciel nacierając od wschodu, dochodził już do Warszawy. Daleko, na południu kraju bronił się Lwów. Zatrzymał on sławną konnicę Budionnego w jej marszu na Warszawę. Jak się później okazało, był to również jeden z elementów zwycięstwa nad Wisłą. Ale w tej chwili groziła klęska, choć dowództwo nie traciło głowy i montowało przeciwnatarcia. Żołnierz jednak był wyczerpany i załamany psychicznie, o czym mówią swoi i obcy. Tuchaczewski, wódz Armii Czerwonej, pisze, że ?Polacy przestali wierzyć we własne siły, cofali się bez żadnego powodu, ich oficerowie nie mogli opanować zdemoralizowania i zaprowadzić dyscypliny?.
Tę opinię potwierdzają nasi dowódcy. Piłsudski powiada: "Pod wrażeniem nasuwającej się chmury gradowej łamało się państwo, chwiały się charaktery, miękły serca żołnierzy". Generał Żeligowski dodaje: "Sześciotygodniowe cofanie (spod Kijowa) wytworzyło jakby chorobliwe uczucie konieczności odwrotu. Zasypiając i budząc się, żołnierz myślał tylko o tym, że ma się cofać.... Nie było to tchórzostwo, brak męstwa czy niewiara we własne siły, ale groźne przyzwyczajenie".
Oceny te są jakby zapowiedzią n i e z w y k ł o ś c i wydarzeń na przedpolach Warszawy. Postawa żołnierzy jest jak gdyby p r z e w i d z i a n a. Nie ujmuje ona ich męstwa, nie zostawia żadnych skaz na honorze, stanowi tylko swego rodzaju tło, na którym zajaśnieje pełnym blaskiem ?Cud nad Wisłą?.
Trzeba dodać, że nasz żołnierz miał przed sobą druzgocącą przewagę sił wroga. Tuchaczewski pisze, że trzy jego armie idące na Warszawę liczyły dwanaście dywizji piechoty i dwie dywizje jazdy, co w sumie wynosiło 400 tysięcy żołnierzy. Podczas, gdy Polacy mogli wystawić ?zaledwie oddziałki?. ?Mieliśmy więc ? powiada ? zupełną możność zadać przeciwnikowi cios druzgocący?, zwłaszcza, gdy do akcji weszła 5 Armia Ochotnicza, którą dowódca bolszewicki ocenia jako ?najsłabszą co do układu jednostek i najsłabszą duchowo?. Jej ?unicestwienie miało pociągnąć za sobą najdonioślejsze skutki w dalszym ciągu wszystkich (bolszewickich) zadań?. Tak się zresztą stało, tylko w zupełnie odwrotnym kierunku niż przewidział Tuchaczewski?(ks.Stanisław Tworkowski*).
Śledząc dramatyczną sytuację Polski, która w całym świecie była postrzegana jako bastion katolicyzmu, wielki konwertyta, wielki apostoł różańcowy, budowniczy sanktuarium Matki Boskiej Różańcowej - Bartolo Longo, wystosował list otwarty do katolików całego świata z prośbą, aby modlili się za Polskę. W ten sposób zainicjował rodzaj różańcowej krucjaty ogólnoświatowej w intencji Polski. Wierząc niezbicie w cudowne wstawiennictwo za tym niezwykłym narodem, już w pierwszych dniach sierpnia powiedział do księdza Stanisława Mystkowskiego: ?Przekonany jestem święcie, że Matka Boska Różańcowa, która jest Królową Korony Polskiej, nie pozwoli, by Jej ukochany naród jęczał ponownie w niewoli rosyjskiej... Polska ma świetlaną przyszłość przed sobą?...
?Tymczasem zbliżał się dzień Wniebowzięcia Matki Bożej i na froncie zaczynają dziać się rzeczy dziwne, których ani nasi, ani bolszewicy nie przewidzieli. Pozornie nie było w nich nic nadzwyczajnego. Nieprzyjaciel był już pod Warszawą. Radzymin przechodził z rąk do rąk. Ambasady państw zaprzyjaźnionych opuściły stolicę. Pozostał tylko nuncjusz papieski Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI. Miasto opustoszało. Kto miał zdrowie i siły szedł na front. Na Krakowskim Przedmieściu przed figurą Matki Bożej Zwycięskiej klęczało od rana do nocy tysiące kobiet, ludzi starych i dzieci. W Kościele Zbawiciela któregoś poranka leżał krzyżem przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej gen. Józef Haller, wódz właśnie ?najsłabszej? Armii Ochotniczej?(ks.S.T.jw.). ?Na Placu Zamkowym postawiono ołtarz polowy, na którym umieszczono relikwie świętych. Około trzydzieści tysięcy ludzi modliło się w tym miejscu gorąco na różańcu, leżąc krzyżem. Generał Weygand napisał, że nigdy nie widział ludzi tak modlących się, jak w Warszawie... W tym samym czasie Episkopat Polski zgromadzony na Jasnej Górze ofiarowywał ojczyznę Maryi Królowej?(Ewa Hanter).
***
?Świt 14 sierpnia roku 1920, godzina 3 rano. Wigilia Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W opłotkach wsi Ossów, 10 km od Warszawy, odpoczywa po forsownym marszu ochotniczy batalion młodzieży ? ostatnia rezerwa walczących na tym odcinku oddziałów. Liczy około 800 młodych ludzi, wśród których są nawet chłopcy 16 letni, w większości harcerze. Przydzieleni do 26 pułku piechoty, weszli w skład 8 dywizji piechoty, broniącej przyczółka warszawskiego. Batalionem podzielonym na cztery kompanie, dowodzili doświadczeni, choć młodzi oficerowie ? podporucznicy: Słowikowski, Kamiński, Wiśniewski, Szulie i Szybowski, którego żona Halina była sanitariuszką oddziału. Kapelanem był wyświęcony przed dwoma laty prefekt szkół warszawskich ks.Ignacy Jan Skorupka? (ks.S.T.jw.)
Ten młody, dwudziestosześcioletni katecheta, całą swoją nadzieję pokładał w Najświętszej Maryi Pannie. ?Nie martwcie się ? tłumaczył ? Bóg i Matka Częstochowska, Królowa Korony Polskiej nie opuści nas...Nastąpi zwycięstwo. Bliskim jest ten dzień ! Nie minie dzień 15 sierpnia, dzień Matki Boskiej Zielnej, a wróg będzie pobity?**)... ?Najświętsza Panna, Patronka i Królowa ludu polskiego nie dopuści, by naród zginął, lecz modlitwą swą i prośbą uzyska u Boga łaskę cudu. W dniu 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia, Polacy przestaną się cofać i rozpoczną się dni triumfu polskiego***).
?Młodzi żołnierze mieli zetknąć się po raz pierwszy z wielokrotnie liczniejszym przeciwnikiem. W pobliżu chwilowego postoju batalionu toczyła się zacięta walka o wieś Leśniakowiznę. Bolszewicy wyparli z niej nasze oddziały i nad ranem uderzyli na Ossów. Sytuacja była tragiczna. Cofający się żołnierze i uciekające tabory spowodowały popłoch, który udzielił się batalionowi. Chłopcy zaczęli uciekać. Oficerowie z największym trudem usiłowali opanować panikę. W tej niezwykle groźnej chwili włączył się do akcji ks. Kapelan. Porwany wewnętrznym nakazem, wznosząc w jednej ręce k r z y ż, drugą wskazując chłopcom kierunek natarcia, pobiegł naprzód. Z mgieł rozsnutych nad rzeczką Strugą wyłaniały się coraz liczniejsze szeregi wroga. Ksiądz biegł na ich spotkanie. Jego kapłańska stuła rozwinęła się jak archanielskie skrzydła...
Biegł uzbrojony w krzyż naprzeciwko wszystkim mocom antychrysta. Ogarniała go coraz bardziej, coraz zjadliwiej, furia ognia świstem tysięcy kul. Co myślał, co czuł w tej chwili ? Bogu tylko wiadomo. My możemy jedynie wyobrazić sobie, że wszystkie myśli księdza, napięcie jego woli, porywy serca, całe kapłańskie posłannictwo i złączona z nim polskość, ześrodkowały się w jednym tylko pragnieniu: zatrzymać wroga ! Ten krzyż, stuła, mają dodać odwagi tym dzieciom, od których Ojczyzna zażądała wprost nadludzkiej ofiary. Chłopcy się cofają. Wykonanie rozkazu jest ponad ich siły. Ksiądz ich zna. Spowiadał ich wczoraj i umacniał Komunią świętą. Ale oni się boją. Ksiądz to rozumie. W Ogrójcu nawet apostołowie zawiedli. Zwykły ludzki strach. Tylko Jezus się nie uląkł i wyszedł na spotkanie wroga. Orzeźwiło to spłoszonych uczniów. Ksiądz wie, że jego chłopcy też powrócą, tylko on musi dać im przykład, że śmierć nie jest straszna. W tej chwili zbliża się ona do niego złowrogim jazgotem kul... Ksiądz nie słyszy i nie czuje tej, która uderza w kapłańskie czoło. Rozpościera szeroko ramiona, jakby chciał ogarnąć całą polską ziemię, umiłować ją, złączyć ze swym sercem na wieki. I tak legł na pobojowisku, ciałem swoim zagradzając nieprzyjacielowi drogę.
Błyskawiczne ataki i kontrataki nie dają czasu na refleksję. Ale chłopcy widzą już swego kapelana. Ogarnia ich żal i gniew, ten sam, o którym wiele lat później powie pieśń sławiąca bohaterów spod Monte Cassino, iż ?od śmierci silniejszy był gniew?. Nie !...
To tylko sprawiedliwość, która upomina się o swoje prawa.
Po linii biegnie krzyk: ?Księdza zabili !?... Chłopcy w zapamiętaniu uderzają na wroga. Wola umacnia słabe jeszcze ramiona, potęguje zawziętość, przyśpiesza dojrzałość, wyzwala z trwogi. Walczą pierś o pierś. Kulą, kolbą, bagnetem. Zmieszały się szyki. Walczą obok swego poległego kapłana... Wroga ogarnia lęk przed tymi strasznymi dziećmi, przed niepojętą siłą bijącą z oczu gorejących, z twarzy pobladłych i zaciętych. Kładą się pokotem jak zboże pod ostrzem kosy. Zalegają gęsto krwawe pole. Ginie dowódca batalionu por. Matarewicz, ppor. Świdziński, ppor. Szulie; padła sanitariuszka Szybowska, nie wiedząc, że jej mąż w tej samej bitwie zostaje ciężko ranny. Ginie 16 letni Zygmuś Płoszko, a młodszego odeń Mietka Szyszkę nieprzytomnego wyciągają z pola bitwy. Ginie ich dużo, bardzo dużo:
z ośmiuset żołnierzy trzystu zostało na pobojowisku, ale wróg się cofa, ustępuje, wreszcie jego odwrót zamienia się w ucieczkę.
Komunikat Sztabu Generalnego z dnia 16 sierpnia 1920 podaje: ?Ze szczególnym uznaniem należy podkreślić bohaterską śmierć ks. kapelana Ignacego J. Skorupki z 8 dywizji piechoty, który w stule, z krzyżem w ręku przodował atakującym oddziałom.
?Cud? trwał nadal. W pobliżu Ossowa, na innym odcinku dzieje się coś niezwykłego. Walczy tam por. Stefan Pogonowski ? dowborczyk. Jest młody, ma lat dwadzieścia pięć, w czym sześć ? wojny. Generał Żeligowski wyznaczył mu wieczorem 14 sierpnia stanowisko bojowe niedaleko małej wioski Kąty Węgierskie. Między godz. 3-4 rano miał wspierać natarcie naszych oddziałów od strony Nieporętu. Tymczasem Pogonowski, nie czekając wyznaczonego terminu i zmieniając porządek walki ? z własnej inicjatywy uderzył o północy na wioskę. Nie wiedział, że to jest ?najczulsze miejsce armii rosyjskiej, centrum głównej arterii nieprzyjacielskiego ruchu naprzód?.
Nagły i niespodziewany atak wywołał wśród bolszewików popłoch. Wywiązała się niezwykle krwawa walka, w rezultacie której nieprzyjaciel musiał się cofnąć. W czasie bitwy Pogonowski został śmiertelnie ranny. Żołnierze ściągnęli go do przydrożnego rowu. Umierając... ogarnia sercem swych walczących żołnierzy. Kocha ich, wydaje więc ostatni, miłością natchniony rozkaz: ?Słuchaj Boski (tak nazywał się porucznik, któremu przekazał dowództwo), prowadź walkę dalej, nie ustąp... Tylko pamiętaj, abyś mi ludzi nie wytracił...?
Żołnierze Pogonowskiego nie ustąpili. Zalegli pokotem na pobojowisku. Ich walka, poświęcenie, wspólna o f i a r a dowódcy i żołnierzy, stanowiły kolejne elementy ?Cudu nad Wisłą?. ?Czyn batalionu dowodzonego przez porucznika Pogonowskiego dał rezultaty przekraczające zasięg własnego działania? ? powie historyk (Fr.Arciszewski).
Te dwa elementy ?Cudu? poprzedzał trzeci, również nie przekraczający na tle wielkich bojowych operacji miary niewielkiej żołnierskiej akcji.
Walki toczyły się na północ od Warszawy, nad Wkrą. Bolszewicka 4 armia chciała przejść Wisłę i oskrzydlić wojska broniące Warszawy. Na tym odcinku walczyła VIII Brygada kawalerii gen. Krojewskiego. Ułani, mimo ciężkiej sytuacji, byli w dobrej formie i łącznie z kolegami z 205 pułku pod dowództwem rotmistrza Podhoreckiego, na własną rękę, b e z r o z k a z u, w noc z 14 na 15 sierpnia przekradli się na tyły bolszewickie i uderzyli na Ciechanów. Natarcie było tak gwałtowne i niespodziewane, że sztab armii nieprzyjacielskiej oszalały ze strachu oparł się w Ostrołęce odległej o 60 kilometrów, a dowódca uciekł do Mławy ? 40 kilometrów drogi. Ułani nasiekli sporo bolszewików, a co najważniejsze, spalili radiostację, po czym śpiesznie wrócili, by ?oberwać? od generała za samodzielną, nie uzgodnioną z dowództwem akcję.
Ani generał, ani ułani nie zdawali sobie sprawy ze skutków kawaleryjskiego rajdu. Wyjaśnił je dopiero Tuchaczewski. Oto, w momencie decydującym, kiedy Armia Czerwona była pewna zwycięstwa, zamilkła radiostacja i zabrakło dowódcy. Powstał nieopisany chaos. Tuchaczewski pisze później: ?Polakom dopisało szczęście... Na styku 4 i 15 armii miał miejsce wypadek, nieznaczny w założeniu, który jednak odegrał rozstrzygającą rolę w biegu naszego działania i dał początek jego katastrofalnemu wynikowi... Położenie (nasze) stało się potworne i nie do pomyślenia. Pomogło ono Polakom nie tylko zatrzymać ofensywę, ale krok za krokiem wypierać (nasze) oddziały w kierunku wschodnim?.
Nie ujmując bohaterstwa i żołnierskiej sławy całej naszej armii i jej wspaniałym dowódcom: szefowi sztabu gen. Rozwadowskiemu, generałom: Hallerowi, Sikorskiemu, Latinikowi, Krojewskiemu i innym oficerom, należy podkreślić, że właśnie te trzy ?nieznaczne? bojowe akcje miały decydujący wpływ na przebieg walk. W ciągu czterech dni między 14 a 18 sierpnia, poczynając od wigilii Wniebowzięcia Matki Bożej, Jej święta i oktawy, nastąpił w działaniach wojennych niespodziewany przełom, zakończony druzgocącą klęską Armii Czerwonej. Polacy rozbili ogółem 30 bolszewickich dywizji, wzięli do niewoli 80 tysięcy jeńców, 200 armat i wielkie ilości różnego wojskowego sprzętu. Armia Czerwona poniosłaby jeszcze większą klęskę, gdyby nie ?uprzejmość? Niemców, którzy otworzyli granice Prus Wschodnich, przepuszczając rozbitków?(ks.Stanisław Tworkowski).
Ks.Stanisław Tworkowski ?Rycerz Niepokalanej? w nr.7-8 z 1990r. str. 207-210 oraz w nr.7-8 z 1995r. str.266-268.

*) Ksiądz Stanisław Tworkowski jako kleryk Wyższego Seminarium Duchownego w Warszawie, wraz z 11 innymi klerykami zgłosił się do Ochotniczej Armii gen. Hallera, pełniąc podczas Bitwy Warszawskiej służbę sanitarną. Z tego grona pozostał jako jedyny żyjący. Elementy Bitwy, które miały zdecydowały o zaistnieniu ?Cudu nad Wisłą?, a także własne wspomnienia, przybliżył czytelnikom ?Rycerza Niepokalanej? w nr.7-8 z 1990r. str. 207-210, z którego fragmenty przytoczono powyżej oraz w nr.7-8 z 1995r. str.266-268.

**) Wypowiedź tę zanotował jego biograf Stanisław Helsztyński.
***) Słowa te zapisał kapral Seweryn Dzik z 236 pułku piechoty armii ochotniczej

_________________
+ Z Bogiem i Maryją.


Na górę
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1 ] 


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 93 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.
Czytając to Forum DDN, wyrażam swoją Miłość do Maryi i Jezusa Chrystusa, wierząc w Jego Wszechmoc i Miłosierdzie.

"Od Prawdy zależy przyszłość naszej Ojczyzny" - święty Jan Paweł II

Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej w Wąwolnicy Jezu Ufam Tobie!